Zaproszono mnie niedawno do włączenia się do cyklu wypowiedzi na temat „Czym jest dla mnie samorząd?”.
W swojej naiwności napisałam wówczas, że samorząd to dla mnie wspólnota celów i wartości. Że życie w tej wspólnocie wymaga naszej aktywności i zaangażowania, i że musimy się jej uczyć. I że samorząd to otwarte dla mieszkańców urzędy, inicjatywy ustawodawcze (dziś często lądujące w szufladach), mądre i użyteczne konsultacje społeczne (dziś w najlepszym razie robione pro forma i za rzadko…) oraz przede wszystkim aktywni obywatele.
I w tej naiwności tkwiłam do ostatniej sesji Rady Miejskiej, w której uczestniczyłam jako gość. Jednym z punktów tej Sesji było „Podjęcie uchwały zmieniającej uchwałę w sprawie określenia stawek podatku od nieruchomości.”
Nie jestem przedsiębiorcą (chociaż pracuję w RIPH) ani samorządowcem (chociaż epizod bycia radną za legitymację uprawniającą do darmowych przejazdów komunikacją miejską, posiadam). Nie jestem też mieszkańcem Radomska, dlatego wydaje mi się, że stać mnie na obiektywizm.
Jednak obserwując bacznie (nie pierwszy raz) przebieg zeszłotygodniowych obrad Rady Miejskiej, nie mam złudzeń, że jej posiedzenia to dla większości (sic!) męcząca formalność. Jakież męki piekielne przeżywać muszą ci, którzy nie od dziś wiedzą, że wynik głosowania jest ustalony i przesądzony, ale aby formalności stało się zadość trzeba zagłosować, a więc na Sali obrad musi być kworum. Wydaje się, że role podzielono: głos zabierała opozycja lub radni niezrzeszeni. Po stronie koalicji jedynie słusznej tezy broniło aktywnie dwóch radnych, reszta milczała.
Przebieg Rady w tym punkcie przypominał zabawę rozkapryszonych dzieci przerzucających się argumentami typu: jak Ty mi to, to ja Ci tamto… Wypominanie kto i kiedy co powiedział, licytowanie się na cytaty z przeszłości i argumenty ad personam pod adresem biorących udział w dyskusji nie były ani przyjemne, ani w dobrym tonie.
Poza wszystkim jednak, procedowanie tak ważnej dla mieszkańców kwestii, jaką jest wysokość lokalnych danin w tak trudnej sytuacji społeczno-gospodarczej, wymagało troski, pochylenia się nad problemem, wysłuchania argumentów drugiej strony i przynajmniej próby wyjścia im naprzeciw. Nic takiego niestety nie miało miejsca. Ostateczna odpowiedź brzmiała „nie, bo nie”.
Opuściłam salę obrad Rady Miejskiej zażenowana tym, w jaki sposób rozwiązuje się tak istotne dla społeczności sprawy.
Czego nie dowiedziałam się w dniu 28 października?
- Inflacja na koniec ubiegłego roku wynosiła 8,6% rok do roku – skąd zatem pomysł waloryzacji stawek podatku o inflację średnioroczną? Od Skarbnika M.Wypych słyszymy ogólnikowe „Podwyżka na poziomie inflacji (12% – poziom z półrocza) jest konieczna dla pokrycia kosztów prowadzenia miasta”.
Dlaczego zatem 12%, a nie 8,6%? Czym dokładnie władze miasta argumentują proponowany wzrost podatków? Z czego on wynika? Czy tylko z potrzeby zasypania „jakiejś” dziury budżetowej?
- Czy Miasto zaprezentuje realny plan oszczędności budżetowych? Dotychczasowe zapowiedzi nie przedstawiają żadnych perspektyw ani wyliczeń w tym zakresie.
- Podwyższenie podatków od nieruchomości może być decydującym argumentem za zakończeniem działalności firm, co dodatkowo pogorszy sytuację urzędu. Czy władze miasta mają jakiś plan awaryjny czy kolejne podwyżki mają być tu jedynym panaceum?
- Jakie „inicjatywy” dla wsparcia lokalnych przedsiębiorców, poza podwyżką podatków, zamierza podjąć Urząd Miasta?
- Ile zwrotu podatku PIT tak naprawdę otrzyma miasto?
- Dlaczego Uchwały Rady Miejskiej w Radomsku nie zawierają Uzasadnienia wzrostu stawek? Uzasadnienie takie znalazło się tylko w projekcie Uchwały dla radnych – przekonanym chyba nie ma potrzeby uzasadniać? W ogólnodostępnej wersji ( BIP ) takiego uzasadnienia nie ma.
Czego dowiedziałam się w tym dniu?
- Że to nie wzrost stawek podatku od nieruchomości, tylko „regulacja”. W takim razie jaką uchwałę przegłosowali radni?
- Zadłużenie miasta po 2021 roku wynosi ok. 11% sumy bilansu (dane skonsolidowane) – można powiedzieć, że w porównaniu do innych samorządów jest to wynik nie najgorszy. Przeciętny przedsiębiorca ma je na poziomie 50%. W związku z powyższym miasto jako podmiot dysponujący przede wszystkim możliwościami, ale i tańszym finansowaniem, mogłoby koszt deficytu wziąć na siebie – a tym samym odciążyć mieszkańców i przedsiębiorców. Pan Prezydent twierdzi, że miastu nie wolno kredytować tzw. wydatków bieżących, tylko inwestycyjne. I bardzo dobrze – czyż pozyskane w ten sposób środki nie odciążą budżetu miasta?
- Że przywrócenie do życia Kinemy to sukces dzisiejszej koalicji. Sukces ma wielu ojców. Temat losów Kinemy wywołała Regionalna Izba Przemysłowo-Handlowa, zadając kandydatom na prezydenta w Debacie Prezydenckiej 2018 następujące pytanie: „Z historią jednego z bardziej rozpoznawalnych miejsc w Radomsku, tj. budynkiem Kinemy, wiąże się historia słynnego polskiego reżysera filmowego, teatralnego i scenarzysty Stanisława Różewicza. Czy podejmą Państwo próbę pozyskania dla społeczności Radomska tego historycznego i tak ważnego miejsca? Kinema mogłaby być też miejscem, w którym swoje talenty twórcze mogliby rozwijać „bezdomni” dziś artyści Teatru Źródło (wieloletni dzierżawca budynku), Moniuszkowcy i in.”
Wszyscy jak jeden mąż orzekli, że trzeba zrobić wszystko, aby przywrócić miastu Różewiczów ten historyczny budynek.
- Ze władza jest głucha na argumenty, bo liczy się tylko interes większości.
A skoro tak dużo było w tym dniu cytatów, dorzucę i ja jeden:
„Niektórzy ludzie mają przedsiębiorcę za drapieżnego wilka, którego powinno się zabić. Inni widzą w nim krowę, którą należy nieustannie doić. Tylko niewielu rozpoznaje w nim konia, który ciągnie wóz.”
Winston Churchill
Pozdrawiam, Anna Bartkiewicz